wtorek, 8 listopada 2016

Wpis gościnny Angeliki Buczek, autorki bloga kwadraturaslowa.pl

Wpis gościnny Angeliki Buczek, autorki bloga kwadraturaslowa.pl

Wiele osób się zastanawia czym właściwie jest rękodzieło, dlaczego jest takie wartościowe i skąd się bierze jego cena. 

Odpowiedzi są prostsze niż mogłoby się wydawać. Zacznę od wyjaśnienia czym jest rękodzieło.


Rękodzieło, to ręczna praca. W każdej encyklopedii możemy przeczytać, że są to produkty tworzone bez użycia maszyn. Rękodzieło nie jest niczym ograniczone, chociaż właściwie jeśli się dłużej nad tym zastanowimy jest kilka niepisanych czerwonych lampek. Własna wyobraźnia, codzienność, osobowość, to człowiek jest swoim własnym znakiem stopu, jego przekonania i wiara w lepsze jutro.


Pamiętasz jak Twoja mama albo babcia robiły weki? Piekły pyszne ciasta? Nalewki i domowe wina. Słynne meble z Kalwarii to też głównie ręczna praca. Słynne stringi koronkowe z Koniakowa, najpopularniejsze szale z grubej wełny, nerki z ul. Limanowskiego w Krakowie. Ostatnio bardzo popularna wiklina papierowa z której ludzie potrafią stworzyć istne cuda, exploding box z niespodziankami w środku, lampki z części samochodowych, biżuteria, szkło artystyczne. Popularne kiedyś pamiętniki, które przeradzały się w blogi, dziś są opiniotwórcze kiedyś prześmiewane, to też ręczna praca. Wypływający tekst jest częścią autora, każda książka, poradnik.


Jest tego wiele i lista nie ma końca. Obecnie mamy ogromne możliwości i szansę by zrobić wiele rzeczy samodzielnie w zaciszu domowym. Coraz więcej ludzi chce robić coś własnymi rękami. Czy to nie piękne?


Wyobraź sobie, że zamiast iść do Ikea po nową komodę malujesz i czyścisz staroć po babci. Zamiast iść do Agaty po nowe oświetlenie jedziesz na szrot po części samochodowe, a elektronikę zamawiasz na Allegro. Zamiast kupować swój koszyk w sklepie z wikliną zbierasz stare gazety i tworzysz swoje własne kosze z wikliny papierowej.



Jestem świadoma, że jedna osoba nie może być specjalistą w każdej dziedzinie ale życie mamy tylko jedno i szukanie swojego miejsca na ziemi jest czymś, co ma każdy z nas.

Wartość? Często sentymentalna. Wiele produktów jest bezcennych, dlaczego? Bo jest w nich mnóstwo serca i duszy autora. Tworzenie prototypów, mnóstwo czasu na naukę, pieniędzy na materiały i cierpliwość. Jednocześnie uzyskujemy odpowiedź na pytanie skąd się bierze cena. Cena która często nie jest adekwatna do jakości ale wiadomo, że autorowi bardzo często zaciera się pewna granica, to jak sprzedawanie i wycenianie domu babci u której się spędziło całe dzieciństwo i połowę dorosłego życia. Wartość sentymentalna. Za to też bardzo często doliczana jest prowizja. Niektórzy artyści zbyt wcześnie chcą sprzedawać swoje przedmioty. Zamiast je szlifować i dopracowywać zajmują się nagle sprzedażą i są zaskoczeni, że przy marży 300-400 % towar nie chcę się sprzedać. Rezygnują. Szczerze mówiąc, to jest zwykły i klasyczny strzał w stopę. Tak jak Rzymu nie zbudowali w trzy dni, tak nie da się tworzyć cudów z dnia na dzień.

Wiem to na własnym przykładzie.


Mam bloga od prawie 4 lat. I wiesz co? Na początku mój tekst zajmował kilka linijek, nie był opiniotwórczy, był nijaki, okropny, niezwracający na siebie uwagi. Był popłuczynem jakości i jakiegokolwiek kunsztu. Pisałam krótkie treści o tym co przeczytałam albo usłyszałam w
mediach. Jedynym który pamiętam, to „Grecja bez mleka i miodu”, tekst krótki ale dosadny, konkretny. Jednak jest jeden problem, był za krótki i nie był ze środka mnie, był historią Grecji przekazaną moimi ustami. Trudno. Poszło. Jest w sieci do tej pory. Nie żałuję. Szlifowałam przez te cztery lata, to co mam teraz, a jeśli myślisz że osiadłam na laurach, to niestety ale muszę Cię rozczarować. Prę do przodu jak mała mróweczka, która wie, że czeka na nią lepsze jutro. Więcej możliwości.


Dowód? Kilka miesięcy temu otworzyłam sklep z rękodziełem. Sprzedaję produkty ludzi, którzy w wolnych chwilach tworzą niesamowite produkty. Poznałam wiele cudownych osób z którymi mam stały kontakt. Ciągle poszerzam swój asortyment i nie dociera do mnie, że może się to kiedyś skończy.


To niesamowite! Do tego stopnia poruszyli moje serce, że postanowiłam szyć. Tak. Kupiłam maszynę i szyję drobne rzeczy. Uczę się, nie sprzedaję ich, pokazuję tylko chłopakowi i mamie, która jest zawodową krawcową. Podpowiada mi co powinnam zmienić, poprawić. W taki sposób powstają idealne i wyjątkowe produkty, które chowam na dnie szafy i próbuję dalej. Uważam że rękodzieło jest dla każdego i powinno być przystępne na każdą kieszeń.


Jestem tak zafascynowana produktami ręcznie robionymi, że jak poznałam Martę Wojciechowską, która sama tworzy szkło artystyczne i zaproponowała mi współpracę, to najzwyczajniej w świecie nie mogłam odmówić. Zostałam managerem jej autorskiej galerii w której sprzedaję produkty, które tworzy i wypala w własnych piecach.


Wiesz co jest niesamowite w tym wszystkim? To że nie są to jednakowe produkty. Każdy jest unikatowy. Mając kilka sztuk w rękach będziesz widzieć między nimi różnice. Nie są idealne, nie są równe, a jednak niesamowite, wyjątkowe. Masz je w ręce i masz wrażenie, że widzisz autora, czujesz to co chciał przekazać. Chociaż w tych przypadkach nie musisz się zastanawiać co poeta miał na myśli jak w liceum na języku polskim. Możesz otworzyć swój komputer, wyszukać twórcę, zadzwonić i zapytać. Piękne jest to, że z Tobą porozmawia, a kto wie, może umówi się z Tobą na kawę z dobrym ciachem.


Jestem perfekcjonistką. Mam własną firmę. Sklep z rękodziełem oraz bloga, a także jestem managerem w galerii ze szkłem artystycznym. Często nie mam siły i czasu na cokolwiek ale jestem szczęśliwa i wiem, że to jest właśnie moje miejsce na ziemi. To jest właśnie to.


Lubię to!

piątek, 4 listopada 2016

Podsumowanie października

Podsumowanie października
Jesień to nie jest moja ulubiona pora roku. Mogę ją troszeczkę polubić, ale to tylko troszeczkę. Za to, że można się podczas tych długich wieczorów zakopać się w kocu z książką (albo czytnikiem) i ciepłą herbatą. Ale do rzeczy: chciałam szybko podsumować październik.

POSTY 

Było podsumowanie września.  Sezon na dynię jeszcze trwa, dlatego jeśli ktoś jeszcze ma niewykorzystaną podsuwam przepis na dyniowe muffiny. 

Rozpoczęłam cykl o futbolu. TUTAJ pierwszy post, a niebawem kolejne.  I na koniec, sportowe filmy, z których można czerpać motywację w te jesienne dni. 

 

 KSIĄŻKI

  • "Ukryta łowczyni" to kontynuacja powieści "Porwana pieśniarka"  Danielle L. Jensen. Przyznam, że mnie nie porwała. I wiecie jak to jest, kiedy podoba Wam się pierwsza część, a po tej drugiej macie dość? Tak było teraz. 
  • Pewien czas unikałam Kinga. Do momentu, aż trafiłam na "Joyland". Ponownie mnie zaczarował. W przypadku większości z nas, zdarza się jedno pamiętne lato. Takie które na całe życie zapamiętamy, i które odcisnęło na nas znak. Idealnie wpasuje się w nostalgiczny klimat jesieni. 
  • "Dynastia" to z kolei powieść o pieniądzu i rodzinie. Jak Johann Cornelius stał się multimilionerem, a nie miał nic. Jak pieniądze kształtowały rodzinne relacje. Specyficzna książka, nie dla każdego. 
  • I na koniec Dora Wilk. Tego się spodziewałam. Zakochałam się w tej serii. Przeczytałam "Złodziej dusz" i "Bogowie muszą być szaleni" i przepadłam. Uwielbiam książki, gdzie tyle się dzieje; gdzie są wiedźmy, wilkołaki, wampiry, diabły, anioły i wiele innych. Znalazłam tutaj humor, akcję i romans. Dlaczego nie przeczytałam tego wcześniej? 

To by było na tyle. Podrzućcie propozycje filmowe na listopad. 


czwartek, 27 października 2016

To trzeba zobaczyć - motywujące, sportowe filmy

To trzeba zobaczyć - motywujące, sportowe filmy
Mogłoby się wydawać, że to proste. Masz cel i do niego dążysz. A co się dzieje, kiedy na Twojej ułożonej ścieżce pojawiają się kłody, albo "skróty"? Rezygnujesz? Może ciężko Ci zacząć, znaleźć motywację.
Większość z nas, ma taki moment, że traci motywację, nie widzi sensu, jest zmęczony. To dobrze! Jesteśmy tylko, i aż ludźmi. Mamy prawo do chwil słabości, zwątpienia. Ważniejsze jest to, żeby z tych słabszych momentów wyciągnąć wnioski, albo wręcz czerpać siłę.

Rocky - seria


Historia o tym, że każdemu może się udać. Bokser - amator, który walczy z zawodowcem i wygrywa! Marzenie? Nie. To ciężka praca, którą wykonał. Fakt, szczęście na początku też mu pomogło. Kolejne części to kolejne szanse, kolejni uczniowie.

"Nieważne, jak mocno uderzasz, ale jak dużo jesteś w stanie znieść i nadal iść do przodu" - Rocky

ROCKY - trailer 

Źródło: http://comicvine.gamespot.com/rocky-balboa/4005-27611/


Trener 


Bo bycie trenerem to nie tylko trenowanie. To również motywacja, nauka i wychowywanie. Szczególnie, kiedy jest się trenerem drużyny młodzieżowej. Pokazuje to Samuel L. Jackson, jak trener Carter.

 ,,Naszym największym strachem nie jest to, że jesteśmy słabi. Nasz największy strach stanowi siła, której nie można przyjść z odsieczą. To nasze światło, a nie nasza mroczność nas przeraża. Uważając się za nic nie wartego, nie działasz na korzyść świata.”  - trener Carter

Trener - trailer 

Źródło: http://www.coffeytalk.com/movies/coach-carter/








Fighter


Tego filmu nie mogło zabraknąć. Tematycznie podobny do "Rocky-iego", bo również motywem przewodnim jest młody bokser. Dobra obsada aktorska, nie najgorzej pokazana autentyczna historia. Garść motywacji.

Fighter - trailer

Źródło: http://www.moviequotesandmore.com/the-fighter-quotes-1/


Gol! 
Piłkarski kopciuszek. Od zera do bohatera. Historia, która kończy się happy end'em, nie jest lekka. Młody, biedny oraz utalentowany Santiago zostaje zauważony przez selekcjonera, który proponuje mu wyjazd do Anglii i grę w znanym klubie. Obejrzyjcie.

GOL - trailer

Źródło: http://sport24hours.blox.pl/2013/12/Sport-na-ekranach-kin.html

Dajcie znać jak się podobało.

piątek, 21 października 2016

Piękno futbolu #1

Piękno futbolu #1


Postanowiłam stworzyć serię postów. O... piłce nożnej, jakże by inaczej. Sędziując mecze, spotykam tak wielu ludzi i zdarzają mi się takie sytuacje, że chcę się nimi podzielić.

Nie tylko na ligowych boiskach zdarza mi się gwizdać. Robię to też na turniejach, na orlikach. I jest to bardzo motywujące patrzeć jak zaczynają Ci mali piłkarze. Ile serducha wkładają w odpowiednie kopnięcie piłki, ile daje im radości strzelony gol. Oni przeżywają te emocje mocniej niż seniorzy, oni to kochają - taką dziecięcą, prawdziwą miłością. Ostatnio ucieszyło mnie bardzo, że w składzie gra dziewczyna (szczerze kopała lepiej, niż nie jeden chłopczyk). Cieszy mnie również bardzo, że kobiecy futbol staje się coraz popularniejszy (wiecie, że polska kobieca drużyna gra w Lidze Mistrzów i idzie im lepiej niż męskiej?).


Ciekawym przykładem mogą być również seniorskie rozgrywki. Gra toczy się często przy niezbyt korzystnych warunkach pogodowych: wieje, pada deszcz albo śnieg, albo przeciwnie upał, ani jednej chmurki. W niedzielę, na przykład (pogoda paskudna), po meczu pole bramkowe było błotniste zawodnicy zmarznięci (mimo, że biegali). Ale fajniejsze było to, że tata wymieniał syna, że pomimo pogody byli kibice. Na "ławce" technicznej pili gorącą herbatę i skubali słonecznik (nie rozumiem fenomenu skubania słonecznika na meczach, no nie rozumiem.

Kolejny weekend i prawdopodobnie pogoda nie lepsza, ale kurczę- uwielbiam to. Pewnie ciężko to niektórym zrozumieć, ale co mi tam.

Czy macie jakieś swoje spostrzeżenia? A może ktoś ma ciekawe wspomnienia, przeżycia? Podzielcie się.

P.S. Podzielę się z Wami jeszcze czymś. Na fejsbukowym profilu @ligabedzieciekawsza przeczytałam:


Co sądzicie?


Zapraszam Was również do polubienia na FB: MagdaKlika  i na IG: MagdaKlika

wtorek, 18 października 2016

Muffin to podstawa

Muffin to podstawa
Uwielbiam muffiny. I zawsze wydawało mi się, że to kulinarnie nie dla mnie, że za trudno, za długo (każda wymówka jest dobra, nie?). Przełamałam się i zrobiłam. A że na dynię mamy sezon, to właśnie takie zrobiłam. Przyznaję, lubię to. Poprzednie zrobiłam jeszcze z czekoladą i o dziwo nie smakowały wszystkim (tak jak mnie). Zrobiłam po raz kolejny bez czekolady i z innego przepisu (znaleziony na: LittleHungryLady). Tradycyjnie moja kuchnia = improwizacja. Kiedy wzięłam się za pieczenie, okazało się że jednego składnika mam trochę mnie, innego nie mam... I tak powstał mój przepis: 

Składniki na około 20 sztuk:

  • około 600 gram upieczonej dyni (dynię pokroiłam na 4 części i piekłam około 30 min w piekarniku) -
  • 4 łyżki oliwy z oliwek (w oryginale był olej, u mnie brakło)
  • szklanka daktyli (to było jakieś jedno opakowanie 80g) 
  • 4 jajka
  • 3/4 szklanki żurawiny
  • około pół szklanki mieszanki fit (kupiona w "Piotrze i Pawle"- jest tam słonecznik, ziarna dyni, jagody goji, ananas... to wszystko co pamiętam) 
  • 1 i 1/2 łyżeczki sody 
  • 4 łyżeczki cynamonu
  • 1 łyżeczka imbiru - w proszku
  • 2/3 gałki muszkatołowej - w proszku
Po kolei:
W osobnych szklankach zalałam gorącą wodą daktyle i żurawinę. Upieczoną dynię obrałam ze skórki i pozbyłam się pestek. Do takiej dyni dodałam olej i daktyle i zblendowałam wszystko. Jajka roztrzepałam i dodałam do masy z dyni, delikatnie wymieszałam. Później dosypywałam po kolei wszystkie sypkie produkty. 

Pieczenie: 
Przełożyłam masę do foremek (nie może dużo wystawać po za formę). Piekłam 30-35 minut w 170 stopniach. Na ciepło też są pyszne. 


Okazało się, ze to nie takie trudne. Częściej będą podobne cuda u nas w domu gościć. 

Macie jakieś swoje ulubione przepisy na muffiny? Podzielcie się. :) 

środa, 5 października 2016

Podsumowanie września

Podsumowanie września
źródło: jestrudo.pl

Ostatnimi czasy otrzymałam zastrzyk pozytywnej energii. Dzięki słowom wsparcia czy to uznania. Dobrze usłyszeć czy przeczytać: „Dobrze mi się Ciebie czyta. Kiedy kolejny post?”, albo „Jak szukam czegoś do poczytania to zaczynam od Ciebie. Wrzucasz ciekawe rzeczy”. Moje serce urosło, i wygląda na to że mobilizacja również.

Słów kilka o tym co się działo.
Wrzesień niestety był dla nas miesiącem chorób. Najpierw ja, później Kuba. Już wszystko dobrze. Wróciłam do treningów. Udało mi się zdać egzaminy sędziowskie i wracam do sędziowania!

KSIĄŻKI
Uwielbiam czytać. I w związku z tym chciałabym Wam polecić kilka książek (jesień to przecież idealny czas na czytanie) 
  •  „Dziewczyna z dzielnicy Cudów” Aneta Jadowska – zakochałam się. W Warsie, w Nikicie, w tym humorze i magii. Polecam. Urban fantasy to jest to. Muszę jeszcze przeczytać serię o Dorze Wilk. Polecacie?
  • „Ja, diablica”, „Ja, anielica”, „Ja potępiona” Katarzyna Berenika Miszczuk – tę serię pochłonęłam. Bardzo szybko. Humor i uroda, które prawie zniszczyły świat. A w między czasie pod postacią Wiktorii odwiedziły Piekło, Niebo i Tartar. Kurczę- to też trzeba przeczytać.
Jakie książki na jesień polecacie?

SERIALE
Seriale też uwielbiam. Klimatycznie na aktualną, deszczową pogodę polecam:
  • Pakt- kto by się spodziewał, ze polski serial może być tak dobry? Na pewno nie ja. I przyznam, że zostałam pozytywnie zaskoczona. Nie tylko fabuła, ale grą aktorską (Marcin Dorociński ), zdjęciami, ujęciami. Polecam na 100%.
  • Stranger things- tak się wszyscy zachwycali. Obejrzałam pierwszy odcinek i mnie nie powalił. Ale muszę powiedzieć, że zaciekawił. I tak obejrzałam kolejne. Jeszcze nie skończyłam, czekam tylko na możliwość obejrzenia kolejnego odcinka. Na ten dreszczyk. Już wiem dlaczego lubiłam Stephen’a King’a.
Ciekawe, godne polecenia seriale. Ktoś, coś?

ĆWICZENIA
Tego nie mogło zabraknąć. Zachęcam Was do polubienia (nie tylko mamy): Sportsmama i wzięcia udziału w #fiteksperyment
Ola daje niezły wycisk. 😂

Zapraszam Was też do polubienia: Magda Klika na facebook'u i Magda Klika na Instagram'ie

poniedziałek, 12 września 2016

Moda fit - take it easy!

Moda fit - take it easy!

Pięknie, stylowo, modnie, wygodnie. By być zdrowszym, mieć większy bicek albo lepszy sześciopak. Moda na bycie fit dociera coraz dalej. Już nie tylko w Hollywood kobiety "katują" się na siłowni. Zdarza się, ze niemalże z porodówki "zwykłe" mamy, biegną na siłownię. I celowo mówię ciągle o kobietach, bo to nas ta moda bardziej przyciągnęła. I wszystko mogłoby być ok. Ale proszę z głową.

Musimy pamiętać, że dbanie o siebie jest bardzo ważne. Powinno być ono racjonalne- słowo klucz, oraz zbilansowane. Bo jeśli przez cały tydzień jesz odpowiedzialnie, NIC się nie stanie jeśli raz zjesz coś mniej zdrowego. Bo od jednego kawałku tortu się nie przytyje. Naprawdę. (Chcecie przepis na pyszną cytrynową tartę?)


Przy okazji całego procesu, warto jeszcze wsłuchać się w swoje ciało i swoje potrzeby. Przykład? Proszę bardzo. Ćwiczysz regularnie 5-6 razy w tygodniu, dość intensywnie, i tak przez kilka tygodni. W pewnym momencie nie chce Ci się przebrać w strój treningowy. Prawdopodobnie (!) to nie jest lenistwo, tylko informacja od organizmu, że jest bliski przetrenowania, i że przydałby się dłuższy reset (np. 3 dni).  Albo kiedy nie możesz już patrzeć na omleta na śniadanie, zjedz coś na co masz ochotę.

Konsekwencja i determinacja też są ważne. Bo co dadzą ćwiczenia i dieta, jeśli po miesiącu zrezygnujesz? I przede wszystkim pamiętaj. Bądź sobą!

wtorek, 21 czerwca 2016

Sezon sędziowski- krótkie podsumowanie

Sezon sędziowski- krótkie podsumowanie
Wróciłam! Tęskniliście?
Przyznam, że brakowało mi tego. Teraz wracam, tak na serio.
Myślałam i myślałam o czym by napisać i wymyśliłam. Zakończył się sezon, trzeba go podsumować.
Przez te kilka miesięcy udało mi się posędziować kilka meczy. I, o matko! Brakowało mi tego. Niestety musiałam sędziować mniej niżbym chciała, ale z Kubą też chciałam być dłużej niż dwie, trzy godziny. Teraz się to zmieniło.
Do sędziowania wracając- brakowało mi tych emocji i bardzo często walki. W trakcie meczu często myślałam, że właśnie na tych najniższych "ligach" robią to, co kochają. A że zdarza się, że ta ich pasja wypada w niedzielę po czyimś weselu... Trudno. Nie mogą przecież odpuścić. Więc idą. Chwalić ich za to nie będę, bo często to na mnie odreagowują to "zmęczenie".
Wracając do podsumowania, zdecydowanie cieszę się, że wróciłam do tego. Bo dobrze swoją pasję mieć.
Teraz czas jest na odrobinę regeneracji i przygotowanie do nowego, kolejnego sezonu. Pomachajcie jak zobaczycie mnie biegnącą za czerwonym wózkiem. ;) 

I pisać częściej będę. Ot, takie moje wakacyjne postanowienie.

Jest coś co Was szczególnie interesuje?

niedziela, 24 kwietnia 2016

Ogarnij się!

Ogarnij się!


Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Od kiedy wróciłam do pracy, a Kuba poszedł do żłobka brakuje mi czasu. Na wszystko.
Pierwsze dwa tygodnie układały się niemal idealnie. Ale Kuba się rozchorował. I nagle szukanie kogoś, kto z nim zostanie. I plan dnia się rozsypał. Nie przespane i nie dospane noce dały się we znaki i nie myślałam o ćwiczeniach.
Powoli, dzień po dniu, staram się jakoś ogarnąć i poukładać dzień A przede wszystkim wrócić do regularnych ćwiczeń.


A co mama robi w niedzielne przedpołudnie? Pyszny niedzielny obiadek? (to poczeka, prawda? No dobra jak tylko skończę biorę się za obiad). Uzupełnia sprawozdanie w extranecie. A było co. Wczorajszy wynik: 16 do 0! Ostrzelali się chłopaki, mieli motywację. Pizza!- jak będzie 15:0. I była. A dziś ja to wprowadzam.
Niedługo czas zbierać się na kolejny mecz. I tu liczę na emocje. Bo na seniorskich spotkaniach zawsze coś może się dziać.

Mobilizujcie do ogarnięcia się!

niedziela, 13 marca 2016

Egzaminowa nauczka

Egzaminowa nauczka

Jak już wiecie, jestem sędzią piłki nożnej. Ostatnimi czasy jestem na urlopie macierzyńskim, ale od dłuższego czasu myślę o powrocie. Każdego roku zdajemy egzaminy minimum dwa razy. Przed rundą wiosenną i przed jesienną. Żeby wrócić oczywiście te egzaminy muszę zdać. I na taki egzamin pojechałam. Ale najpierw jak to wygląda.


Egzaminy składają się z dwóch części: teoretycznej i praktycznej. Teoria to 30 pytań z Przepisów Gry w Piłkę Nożną, na które trzeba odpowiedzieć przed upływem 30 min. Proste nie?
Później praktyka, czyli bieganie. Są to testy interwałowe. Na przebiegnięcie 150 metrów mamy 35 sekund, a na 50 metrów tych sekund jest aż 45. Okrążeń na bieżni musimy zrobić 10, żeby zaliczyć. Dodatkowo są jeszcze biegi krótkie. Na 60 metrów mamy 6,8 sekundy. To już ciut szybciej.
Teraz wiecie jak to wygląda.
Po porodzie wiedziałam, że chcę wrócić do sędziowania. Wiedziałam również, że jest to związane z powrotem do formy. Więc kiedy dostałam zielone światło od lekarza, zaczęłam ćwiczyć. Postanowiłam sobie również, że pojadę na egzaminy kobiece. I nadal się do nich przygotowywałam.
Kiedy znałam już termin, ustaliliśmy, że Kuba zostanie z tatą, a mama pojedzie na egzaminy.
Pojechała. Szkoliła się jednego dnia, następnego egzaminów biegowych nie zdała. 
I nie wiem czy źle się do nich przygotowałam, czy może stres mnie zjadł, czy no nie wiem co jeszcze. Ale ich nie zdałam.
Na szczęście dla siebie czegoś mnie to jednak nauczyło. I nie mówię tutaj o szkoleniach, które przeszłam, ale o nauczce dla siebie. Żeby się nie poddawać. Bo było mi bardzo przykro i nie jedna łza poleciała. Ale zaparłam się i pojadę na egzaminy poprawkowe. Mam czas (miesiąc to dużo), żeby się poprawić i przygotować. I pozbyć się stresu.
Dam radę, bo jak nie ja to kto?


Trzymajcie za mnie kciuki 6 kwietnia. 

P.S. Ostatnio mnie tu mało. Wróciłam do pracy i próbuję się zorganizować. Dajcie mi czas i nie zapominajcie.

Jeśli się Wam podobało dajcie znać.

 

piątek, 19 lutego 2016

Rzeszowska Smart Woman

Rzeszowska Smart Woman
Wczoraj uczestniczyłam w II spotkaniu zorganizowanym przez Rzeszowską Smart Woman. Odbyło się ono w restauracji "Grzesznicy". Prelegentem spotkania był stylista, wizażysta, makijażysta (tak! mężczyzna) Sebastian Pawłowski. Spotkanie podzielone było na trzy części. 

I- zawód damski czy męski
II-upiększanie
III- mój makijaż



I. Podczas tej części wywiązała się dyskusja dotycząca płci w zawodach. Jak wiecie z poprzedniego postu -> Ona i piłka nożna, nie zajmuję się typowo damskim zawodem. Jestem sędzią piłki nożnej. Spotkanie prowadził makijażysta- mężczyzna. Ogólnym podsumowaniem tej dyskusji, może być stwierdzenie, że granice damsko-męskie w zawodach się rozmazały. 

II. Kobiecie zadbanej jest łatwiej w pracy. Taka kobieta jest lepiej odbierana przez innych. To wydaje się oczywiste, że wolimy pójść do zadbanej osoby. W tym temacie nie ma co dodawać. (prawda?)

III. Na tę część liczyłam. Mianowicie na to, że to na mnie będzie pokazany makijaż. Uwielbiam jak ktoś mnie maluje. Ale niestety nie zostałam wylosowana. Trudno będzie jeszcze okazja. W tej części dwie Panie zostały pomalowane przez Sebastiana Pawłowskiego. Pokazane zostały dwa makijaże: codzienny i biznesowy. 

Kilka moich zdjęć: 







Więcej zdjęć na: http://rsc-blog.pl/informacje,rzeszow-smart-woman,-407.html

poniedziałek, 8 lutego 2016

Ona i piłka nożna

Ona i piłka nożna
Tematyka postu nasuwa się sama. Od lat jestem z tym sportem związana. Ale... Od początku. :)


Sport od zawsze uwielbiałam. Koszykówka, siatkówka, piłka nożna, uni-hokej - angażowałam się we wszystko. Szło mi raz lepiej, raz gorzej, ale ciągle sport był. Piłka nożna również. Turnieje szkolne i dalsze wyjazdy na mecze. To wszystko ze szkolnym nauczycielem wychowania fizycznego.  Spróbowałam sił w drużynie piłkarskiej (damskiej), takiej z trenerem. I jak to bywa jak się ma naście lat- obraziłam się na niego (!). I tak już w liceum nie grałam. Za to pokochałam koszykówkę. Futbol nadal, gdzieś tam w tle był, bo tato był sędzią piłki.I to on powiedział mi, że jest kurs, żebym się zapisała. Tak zrobiłam i jestem tutaj do tej pory.

Sędzią jestem już 7 lat (z czego ostatnie półtora roku na zwolnieniu macierzyńskim). Nie było łatwo i nadal nie jest. Piłka nożna to sport przede wszystkim męski. Również wśród sędziów, przewaga to mężczyźni. Ale na szczęście coraz częściej widzę damskie drużyny piłkarskie, coraz więcej kobiet jest zainteresowanych kursem sędziowskim.

Bycie kobietą wśród tylu mężczyzn wymaga siły i odwagi. Nie możesz pokazać, że jesteś słabsza. Wydaje mi się, że sędziując (szczególnie na środku) mecze męskie, kobieta musi być bardziej pewna siebie niż mężczyzna. Bo jak to kobieta będzie mi mówić co to jest faul czy spalony?! Co Ty kobieto o tym wiesz?! Wracaj do domu, do garów i dzieci, a nie mi tu ...!
To podejście również się zmienia. Powoli, ale się zmienia.

Teraz, po przerwie, wracam do tego mojego hobby. I wiem, że jest to wyzwanie, które chcę podjąć i któremu podołam. Bo jak nie ja to kto?!

P.S. Czy są tu kobiety w męskich zawodach, bądź nietypowymi pasjami? Napiszcie do mnie :)


czwartek, 28 stycznia 2016

Dziecko też uczy

Dziecko też uczy

No, a jak! Jeszcze 9 miesięcy nie minęło, odkąd jest z nami, a już tyle mnie nauczył.
  • Sen nie jest taki ważny. Przecież możesz funkcjonować po kilku godzinach snu.  I to całkiem dobrze.
  • Drzemki w ciągu dnia są super! 
  • Można podjadać w nocy ;) 
  • Kreatywności! Zabawką może być WSZYSTKO! butelka, spinacz, pudełko, łyżka, torebka, ubranie. A jak można próbować wchodzić na niektóre meble.
A po za tym - uśmiech jest lekarstwem na wszystko (jak to?! tego nie wiedziałaś?!), że mimo, że klapniesz na dupę, to trzeba wstać. I tak ciągle, i ciągle póki Ci się nie uda.

Może tego nie wiele, ale jakie to ważne. I ile jeszcze nauki przed nami!
Przed nami pierwsze kroczki, słowa. Pierwsze obdarte kolana i łokcie. No wszystko będzie pierwsze. To takie ekscytujące.  Trochę też przerażające, jak sobie pomyślę jaka to odpowiedzialność.

Jest też sporo rzecz, których ja chcę nauczyć Małego. Tyle, że to historia na innego posta.

Dodalibyście coś do tej listy?


wtorek, 19 stycznia 2016

Żłobek, a może niania?

Żłobek, a może niania?

Ostatnio moja wena nie może spotkać się z wolnym "międzyczasem". Ale nazbierało się tyle myśli, że czas już pisać.

Dziś o mamowym dylemacie: żłobek czy niania?

Niedługo wracam do pracy. Na początek tylko na pół etatu. Jak ja sobie z tym poradzę? Jak mam na tyle czasu zostawić swoje Maleństwo z kimś obcym? No ale trudno. Większość mam to przeżywa (jakoś). Na początku na pewno nie będzie łatwo.

Skoro mam pracować, zastanawiam się co zrobić z Kubą. Niestety obie Babcie pracują i nie mogą przypilnować Malucha. W takim przypadku zostaje żłobek albo niania. Pozostawiając na razie kwestie finansowe (taaak, są ważne). W żłobku szybciej pozna inne dzieci, uspołeczni się szybciej no. Ale szybciej też zacznie chorować (odporność sobie wyrobi!- krzyknie ktoś). I to jest coś co mnie przeraża. A przede wszystkim nie wiem jak na to zareaguje Kuba.

Drugim wyjściem jest niania. Jakiś czas (np. pół roku) zostałby jeszcze w domu, w otoczeniu które zna. Nie chorowałby jeszcze. Na to jeszcze czas przyjdzie. Tyyylko że pojawia się inny problem: kogoś obcego (najprawdopodobniej) muszę zostawić z moim dzieckiem w moim domu.

Paranoiczka, powie ktoś. Ale czy nie są to powszechne dylematy mam? Powiedzcie, że tak.

Jakie są Wasze doświadczenia? Wybraliście żłobek czy nianię? Kiedy Wy stanęliście przed takim wyborem?

P.S. Polecam Wam artykuł (na całkiem inny temat): www.jestrudo.pl/komentowanie/


piątek, 8 stycznia 2016

Mamowy międzyczas

Mamowy międzyczas
Dokładnie tak. Mamowy "międzyczas". To wtedy robimy to co mamy zaplanowane. W między czasie, kiedy Dziecko się bawi- ja ćwiczę (taaak przy nim). Kiedy Dziecko je- ja z reguły też.

A kiedy śpi... To może zdążę wziąć szybki prysznic po treningu. No tak to wygląda. A spróbujcie sobie wyobrazić, że do tego trzeba np.: zrobić obiad, umyć naczynia, wywiesić/zrobić pranie...

I broń Boże nie chcę narzekać, chcę żeby Ci którzy nie wierzą, że mamy też pracują chociaż troszkę przejrzeli na oczy. "Bo Ty przecież siedzisz w domu, więc dlaczego jesteś zmęczona?!"- ile razy mamy to słyszą?

A gdzie czas dla siebie, dla męża? (tak tylko jedno dziecko mam) Przecież JA i MY (żona i mąż) też jesteśmy ważni. Wieczorem, albo na weekendzie, wtedy kiedy dziecko śpi. Wystarczy się postarać, a uda się ten czas znaleźć. Uważam, że jest to bardzo ważne. Przecież ten nasz maluszek (a w przyszłości zapewne maluszki), nas widzi, obserwuje i uczy się. Od nas. Bo od kogo innego, jak nie od rodziców (przynajmniej na początku)?

Bądźmy więc dla siebie czuli, mili, kochający. Tego chcę nauczyć mojego maluszka.

Ahhh... Ten "międzyczas". Dziś na przykład wykorzystałam go na szybkie odespanie. A już szukam czegoś innego. Nowej książki.. Wyjątkowo nie będę jej polecać. Nie moja bajka. A mowa o "Dzienniku panny służącej" autorstwa Octave Mirbeau.

Polecicie ciekawą książkę?


P.S. Jak tam Wasze Noworoczne postanowienia?
Copyright © 2014 Magda Klika , Blogger